Cześć, jestem Miki! I od 6 lat szukam domu

Mam siedem lat, a od sześciu jestem bezdomny i mieszkam w schronisku. Codziennie otwieram oczy, licząc na to, że to już ostatni dzień za kratami, i codziennie zamykam je, patrząc na metalowe pręty. Nie wiem, co to znaczy wylegiwać się głaskany przez pana na kanapie przed telewizorem czy biegać po łące na spacerze z panią. W schronisku przestałem być szczenięciem, a nawet młodzieniaszkiem i stałem się panem w średnim wieku. Nie mam rodziny, przyjaciół bardzo niewielu, mało kto mnie zauważa, a możliwość mojej adopcji nikt już w ogóle nie pyta, bo kogo interesowałby zwykły kundel?

Dwa tygodnie temu, gdy nadeszły mrozy, w naszym schronisku zrobił się niezły tumult. Wokół mnie co rusz otwierały się kraty, a ludzie zabierali moich kolegów i koleżanki do – jak podsłuchałem – domów tymczasowych. Serce zabiło mi żywiej. Dobre i to! – pomyślałem, ale do mnie jakoś mało kto zaglądał, a jak już zajrzał, to szedł dalej…

I wreszcie zdarzył się cud – po tylu latach! Trafiłem do domu o wiele większego od mojego schroniskowego boksu, gdzie wreszcie było mi ciepło, byłem codziennie głaskany (ach, jak ja to uwielbiam!), dostawałem smaczne jedzenie, często biegałem po ogródku i wychodziłem na spacery, z których jednak (na wszelki wypadek) wolałem szybko wrócić, bo – nie ukrywam – trochę się tego świata boję i najbezpieczniej czuję się w towarzystwie kogoś, komu ufam. Nie znam jeszcze tych wszystkich dobrych manier, którymi szczycą się moi czworonożni koledzy z podwórka, ale chętnie się uczę, choć pewnie trzeba do mnie odrobinę cierpliwości… Czuję, że to moja szansa, by opuścić na zawsze schronisko i bardzo chciałbym ją wykorzystać.

Czas przepustki upływa niestety w tempie ekspresowym. 26 marca będę musiał opuścić ciepły dom i wrócić za schroniskowe kraty. Dobrze, że choć wiosna idzie, ale marne to pocieszenie…

Nie załamuję się i biorę sprawy we własne łapy! Uwaga, uwaga, niniejszym szukam więc domu! Nie mam kciuków, więc do pracy się nie garnę i do rachunków dorzucać się nie będę. Ale obiecuję: być posłusznym, uczyć się pilnie, wytrzymywać z sikaniem do spacerów, zachowywać się cicho i przewidywalnie, podkładać głowę do głaskania i brzucho do miziania. Jestem kochliwy, więc kto zdobędzie mnie serce, za tego dam się pokroić! Nie pożałujecie… Jeden gość (też skundlony) odbiera w moim imieniu e-maile (arek@skundlony.pl) i telefony (605437786). Nie czekajcie więc, bo czas ucieka. Hau!

text: Miki, fot. archiwum Renaty Sztajer

Arek

Gdy przekonuję do weganizmu, mówią mi "Ty ośle"! Gdy proszę, aby nie więzili psa na łańcuchu przy budzie, nazywają mnie baranem i psubratem. Gdy biegam po lesie, słyszę, że jestem brudny jak świnia i czemu tak capię. Przyznaję - w ostatnich latach skundliłem się (dosłownie!), a mój węch wyostrzył się na ludzi, którzy podle traktują zwierzęta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *