Drogocenny Amber

Jak nic to Shar Pei! Zwariowałeś? Jest za mały! Więcej w nim labradora! No, ale spójrz na tę mordkę i te urocze fałdy skóry! Eee, z takim uśmiechem bliżej mu do amstaffa… – dyskusje na temat „rasowości” Ambera trwają, czasem mając niewiele wspólnego z rzeczywistością, a tymczasem Ambuś ma je serdecznie w… (prześlicznym) nosie, ciesząc się swą niepowtarzalną kundlowatością. „Jestem, jaki jestem – zdaje się do nas mówić – i takiego mnie kochajcie!” Z takim dictum trudno dyskutować.

Z początkiem swego pobytu w schronisku, do którego trafił w marcu znaleziony na ulicach Krakowa, Amber był wobec nieznanych sobie osób bardzo nieufny, czemu dawał dowód, groźnie warcząc i broniąc wejścia do boksu. Czerwona obróżka i obroża przeciwpchelna, które nosił na szyi, były jednak znakiem, że nie jest to pies dziki, ale mający kiedyś swego opiekuna. Do dziś niestety nie wiemy, czy został porzucony, czy zgubiony – fakt, że od długiego czasu nikt go niestety nie szuka. Rozpaczliwa sytuacja, w jakiej się znalazł, ogromny stres związany z nowym miejscem pobytu w otoczeniu innych czteronogich nieszczęśników, spowodowały, że na wszelki wypadek wolał trzymać wszystkich wokoło na dystans. Udawanie groźnego psa nie leży jednak w jego charakterze i z czasem wobec osób, które cierpliwie okazywały mu serce i zrozumienie, ujawnił swe prawdziwe oblicze. Bo w rzeczywistości to pies o pogodnym, łagodnym usposobieniu, zapatrzony jak w obraz w „swojego” człowieka, za którego dałby się pokroić. Na widok przyjaciół, którzy zbliżają się do jego boksu, zamienia się w podskakującą kulkę szczęścia, gotową, by się bawić, przytulać i biegać.

Jako młody psiak Amber ma duże pokłady energii, choć nie jest wiercipiętą. Na spacerach grzecznie chodzi na smyczy, nie ciągnąc i zwracając uwagę na osobę mu towarzyszącą. Wobec innych czworonogów zachowuje spokój i nie jest skory do bitki. Lubi ruch, dlatego z chęcią towarzyszy naszym „biegowym” wolontariuszom na spacerach, zaś na wybiegu ugania się za piłeczkami, posłusznie oddając je rzucającemu. Wciąż jest bardzo chudziutki, a wystające żebro (już zrośnięte) wskazuje, że mógł kiedyś zostać potrącony przez samochód lub – oby to nie było prawdą – uderzony.

Cokolwiek w jego życiu się stało, dziś odchodzi już w niepamięć, a cena jego przyjaźni – jak w przypadku każdego bursztynu – rośnie.

Kontakt do mnie: 605437786, arek@skundlony.pl

Arek

Gdy przekonuję do weganizmu, mówią mi "Ty ośle"! Gdy proszę, aby nie więzili psa na łańcuchu przy budzie, nazywają mnie baranem i psubratem. Gdy biegam po lesie, słyszę, że jestem brudny jak świnia i czemu tak capię. Przyznaję - w ostatnich latach skundliłem się (dosłownie!), a mój węch wyostrzył się na ludzi, którzy podle traktują zwierzęta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *