Mój Dream Team

Nie wybierałem ich. To raczej oni wybrali mnie – szczekając, merdając ogonami, patrząc głęboko w oczy, a czasem warcząc, groźnie ujadając lub drżąc ze strachu w kącie klatki. Każdy z nich to gwiazda światowego formatu, indywidualność, talent na miarę Maradony i Lewandowskiego razem wziętych. Wspólnie tworzą moją osobistą Drużynę Marzeń, za którą dałbym się pokroić i o której nie mogę przestać myśleć, marząc jednocześnie, by… jak najszybciej się rozpadła.

Są wyjątkowi, piękni i niepowtarzalni! – choć dla patrzącego z boku to nie takie oczywiste. Bo żaden z nich nie przypomina miłego, stabilnego labradora machającego przyjaźnie ogonem do nieznajomych psów i ludzi, stanowiącego w powszechnym mniemaniu wzorzec idealnego psa rodzinnego. Większość z nich ma głęboko pod ogonem to, czy ktoś dopatrzy się w nich jakiejś wydumanej „rasy”, nie wszyscy grzeszą urodą i dobrym wychowaniem, za to każdy ma charakter i osobowość (czy raczej psiowość).

Podstawą dobrej drużyny jest linia obrony, na której grają u mnie rosłe i chwackie owczary potrafiące wzbudzić respekt u każdego rywala. Na lewej obronie biega Herman – zawodnik potężnych gabarytów, sprawiający wrażenie nieco ociężałego, ale to to tylko pozór, bo jak chce, to potrafi przyspieszyć i zatańczyć, kłapiąc ostrzegawczo szczerbatą już nieco paszczą. Jego talent przez wiele lat marnował się w kojcu, co tak go frustrowało, że nawet jego karmiciele bali się do niego podchodzić. W końcu (na jego szczęście) go stamtąd eksmitowano i tak trafił do schroniska, a finalnie do mojej drużyny. Herman sprawia wrażenie groźnego, jest silny i trochę rozhamowany, ale wbrew pozorom nie jest zabijaką. Lubi jednak mieć jasno wyznaczone zadania, a wtedy wszystko gra jak należy.

Herman – postrach rywali

Drugiej strony boiska strzeże posępny Oskar, któremu wystarczy mroczne spojrzenie lub ostrzegawcze mruknięcie dobywające się z głębin jego gardzioła, by nawet Christiano Ronaldo odeszła ochota na strzelenie nam gola. By zdobyć jego zaufanie i zbudować fundament przyjaźni, należy postępować powoli i z wyczuciem, co zajęło nam kilka miesięcy. Dziś jesteśmy już za pan brat, a każdy wspólny „trening” (czytaj: wyjście na co najmniej półgodzinny spacer) to mnóstwo przyjemności i frajdy. Oskar wciąż jednak utrzymuje wokół siebie strefę, którą przekroczyć można wyłącznie za jego pozwoleniem. U boku takiego obrońcy jest bezpiecznie, ale on sam musi czuć wsparcie i spokój swego partnera.

Oskar – siła charakteru

Środek obrony to strategiczna pozycja wymagająca zawodnika stabilnego i rozumnego, emanującego spokojem udzielającym się reszcie drużyny. A zarazem pewnego siebie i walecznego, który – gdy trzeba – potrafi postawić na swoim. Taki właśnie jest Misiek, w którego żyłach płynie kaukaska krew, czego dowodem jest jego długa, kudłata sierść i niemałe gabaryty, co sprawia, że na murawie nie musi wiele czynić, by wzbudzić szacunek przeciwnika. Groźny wygląd, z którym kontrastuje taneczny krok i wesoło falujący ogon, skrywa zawodnika życzliwego i otwartego na nowe znajomości, choć potrzebującego trochę czasu na zaakceptowanie nowej przyjaźni.

Misiek – filar obrony

W linii pomocy graja u mnie zawodnicy o ogromnym temperamencie – szybcy, przebojowi, kochający ruch i interakcję. Kofi o wiecznie zatroskanym spojrzeniu ma nienaganną technikę i w mgnieniu oka podąża za każdą wskazówką trenera. Uwielbia bieg i ćwiczenia, a zamknięty w małym, schroniskowym kojcu zrezygnowany śpi zwinięty w kłębek, bez nadziei na szybką poprawę swojego losu.

Przebojowy Kofi

Optymizmu nie brakuje za to Goranowi, czarnemu diamentowi mojego teamu, który od 5 (!!!) lat czeka na transfer, choć moim zdaniem to zawodnik niemal idealny. Bo czyż za wadę można uznać jego energiczność i entuzjazm, objawiający się szczekaniem na spacerach, którym oznajmia światu swoją radość i szczęście? Ze świecą szukać takiego rozgrywającego – Messi mógłby mu czyścić korki budę!

Goran – drybler jakich mało

Podobnym charakterem oznacza się równie czarny Kieł, który ma to szczęście, że gra z nami dopiero od paru miesięcy i jeszcze całe życie przed nim. Oby jednak nie poszedł drogą Gorana i nie zmarnował go w schronisku, wychodząc co dwa-trzy dni na krótkie siłą rzeczy spacery. A przecież to najznakomitszy w naszym zespole maratończyk, który bez szczeku sprzeciwu mógłby za jednym zamachem zaliczyć mecz, rewanż i na dokładkę jeszcze dziesięć dogrywek.

Nieustępliwy Kieł

Młodzieńczym zapałem emanuje także Hoker, który również kocha skakać, biegać i pływać. Jest jednak bardziej zrównoważony, dzięki czemu na spacerach nie gna przed siebie, umie skupić się na taktyce i dryblingu. Oddany w ręce indywidualnego trenera zapewne szybko stałby się zawodnikiem kompletnym, dążącym do perfekcjonizmu. W zwróceniu na siebie uwagi przeszkadza mu jednak czerń jego lśniącego futerka, która w schroniskowej rzeczywistości działa niczym czapka niewidka, skazując cudowne psiaki na lata niezasłużonej odsiadki.

Hoker – strateg

Rolę pomocnika w mojej drużynie powierzyłem również Ronanowi, licząc na jego niezależność i otwartość na naukę. To zawodnik w gruncie rzeczy niepozorny, ale w którym drzemią pokłady energii i kreatywności. Jako nieoszlifowany diament wymaga jeszcze pracy, potrafi czasem zbuntować się, gdy coś mu nie pasuje, ale widać w nim wiele pozytywnych cech charakteru. Lubi przełamywać bariery, ale woli to robić na własnych warunkach niż ulegać presji obcych. Dlatego współpraca z nim wymaga cierpliwości i doświadczenia, które z czasem przyniosą soczyste owoce.

Kreatywny Ronan

Bramki same strzelać się nie będą – w linii ataku muszą grać prawdziwe gwiazdy! Lewandowskim mojego zespołu jest Mrówka, który podobnie jak napastnik polskiej reprezentacji jest świetnie zbudowany, szybki, niesamowicie sprawny i nosi w sobie iskierkę geniuszu. W odróżnieniu jednak od LR9 Mrówka nie jest ugrzeczniony, nie uśmiecha się do każdego napotkanego kibica i ma o wiele więcej temperamentu. Gdy trzeba, potrafi sfaulować (to czasem silniejsze od niego, zwłaszcza gdy ma do czynienia z obcymi), ale obecnie już coraz lepiej panuje nad emocjami. Jakkolwiek to brzmi, z Mrówką można by i konie kraść! (a na pewno wygrać każdy mundial).

Mrówka – król pola karnego

Gdyby szukać bliźniaka Mrówki, znaleźć go można w boksie naprzeciwko – jest nim owczarek Alex (nota bene nie ma między nimi przyjaźni), który jest niczym Zlatan Ibrahimovic – budzi podziw tłumów, ale czasem wyłazi z niego łobuziak. Choć lubi współpracę, nie ma w nim pokory, zwłaszcza gdy dla zabawy postanowi sobie coś poszarpać. Odpowiednio zmotywowany i poprowadzony potrafi jednak zachowywać się niemal wzorcowo, co czyni z niego bardzo uniwersalnego gracza z ogromnym potencjałem.

Łobuzerski Alex

Każda wybitna drużyna może pochwalić się dwoma bramkarzami, którzy konkurując ze sobą, podnoszą swoje i tak już wysokie umiejętności. Wbrew stereotypowi u mnie na bramce stoją zawodnicy niezbyt rośli, za to niezwykle skoczni, waleczni i charakterni, którzy z powodzeniem mogliby także grać na pozycji napastnika czy pomocnika.

Rolę Wojciecha Szczęsnego powierzyłem Stefanowi, który posiada dar łapania każdej piłki i zarazem skutecznego odstraszania rywali. Biada temu, kto bez jego zgody zbliży się nadmiernie – z pewnością poczuje wtedy na skórze ostre ząbki naszego golkipera. Stefan ma niewyczerpane pokłady energii i entuzjazm, nad którym nawet jemu samemu trudno zapanować. Ale szybująca piłka jest dla niego święta i na pewno złapie ją za wszelką cenę, by w mgnieniu oka znów posłać ją w pole, szczekając radośnie „No strzel mi znowu, strzelaj!”

Stefan – bożyszcze tłumów

Jak ze Szczęsnym w kadrze rywalizuje Fabiański, tak ze Stefanem o wyjście na boisko konkuruje Smok. Jego walory to skoczność, siła, wytrzymałość i legendarna wręcz upartość. Piłkę (ale i również wszelki rodzaj szarpaków, gałęzi czy zabawek) ubóstwia tak bardzo, że po chwyceniu zdobyczy (w odróżnieniu od Stefana) długo nie chce jej oddać nikomu. To prawdziwy król pola karnego, który w starciu z rywalami wyskoczy ponad ich głowami i ze stuprocentową skutecznością chwyci piłkę zmierzającą w okienko bramki. Musi jeszcze popracować nad trzymaniem nerwów na wodzy, a wtedy stanie się zawodnikiem nieomal perfekcyjnym.

Uparty Smok

W moim teamie grają jeszcze zawodnicy może nie zawsze predestynowani do zawodowstwa, ale posiadający wiele zalet, a czasem obdarzeni po prostu osobistym urokiem. Lękowy Pasterz potrafi wystraszyć się własnego cienia, a gdy zapomni się, to i nieźle ugryźć (kilka razy skutecznie „skosił” mi kostkę), ale z tygodnia na tydzień staje się coraz bardziej stabilny i przewidywalny. Podobnie sprawa ma się z Party, który kiedyś mieszkał z Pasterzem, a wówczas – jako para – byli prawdziwymi boiskowymi zabijakami. Gdy ich rozdzielono, obaj czynią błyskawiczne postępy. Party usamodzielnił się i uspokoił, co – mamy nadzieję – jest zapowiedzią rychłego transferu. Kordek na boisku mógłby sporo zdziałać, o ile piłka smakowicie by pachniała – ze wzrokiem już u niego nie tęgo, ale węch ma wyśmienity! Na co dzień ćwiczy gierki jeden na jeden z opisanym wyżej Goranem.

Celebryta Party

Od niedługiego czasu w naszej drużynie grają jeszcze zupełnie nowi zawodnicy, dla których to dopiero początek schroniskowej kariery, a ich talenty i charakter dopiero odkrywamy. Charakterny Diablo póki co protestuje ząbkami przed wyjściem na trening, ale złowiony na smyczkę raźno dołącza do reszty zawodników w towarzystwie swojego kolegi Brutka. Niewielki Tobi zapewne niedługo z nami pogra, bo jako posiadacz genów przystojnego jamnika i przyjaznego labradora, rychło rozpocznie karierę w roli trenera jakiejś drużyny młodzieżowej. Jedną nogą w takim teamie jest już wesoły Tayson, którego szybko wpadł w oko łowcom talentów. Na szybki transfer może również liczyć duet Marszala i Raidera (o ile nikt nie będzie się upierał przy cementowaniu ich związku), potrafiący błyskawicznie zjednać sobie sympatię każdego. Po czterech zaledwie treningach wiele nie możemy jeszcze powiedzieć o Szariku, który podobno narozrabiał w poprzedniej drużynie, ale u nas zachowuje się nienagannie i póki co wydaje się, że został zmuszony do zmiany barw być może nie ze swojej winy, po jednorazowym wyskoku. Niedawno niestety z nieudanego wypożyczenia wrócił do nas Balu – nowy trener okazał się niegodny tak wybitnego zawodnika. Wiele pracy czeka nas jeszcze z małymi „Batonami”: Marsem, Snickersem i Knoppersem, które odmawiają jeszcze wyjścia z szatni, ale mamy nadzieję, że wkrótce dane im będzie rozwinąć skrzydła na boisku.

Marszal i Raider – zgrany duet

Uwielbiam moich podopiecznych i czas, który mogę z nimi spędzać. Ale – w odróżnieniu od prawdziwych piłkarskich selekcjonerów – moim marzeniem jest, by mój Dream Team jak najszybciej się rozpadł, przestał istnieć, aby moi zawodnicy pokończyli kariery i rozeszli się na zasłużone emerytury, które spędzać będą w ciepłych domach na kanapach przed telewizorem. Nie łudzę się jednak – na ich miejsce przyjdą kolejni, bo życie w schronisku – jak piłka – toczy się dalej, nie mając początku i końca.

text i foto: Skundlony

Kordek ma nosa do piłki
Pasterz szybko uczy się zasad gry fair play
Weteran Diablo coraz mniej protestuje przed wyjściem na trening
Tayson szybko trafił na listę transferową
Balu powrócił do nas z wypożyczenia. Nowy team nie poznał się na jego talencie

Arek

Gdy przekonuję do weganizmu, mówią mi "Ty ośle"! Gdy proszę, aby nie więzili psa na łańcuchu przy budzie, nazywają mnie baranem i psubratem. Gdy biegam po lesie, słyszę, że jestem brudny jak świnia i czemu tak capię. Przyznaję - w ostatnich latach skundliłem się (dosłownie!), a mój węch wyostrzył się na ludzi, którzy podle traktują zwierzęta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *